Lubię kupować dzieciakom zabawki. Skłamałabym mówiąc, że nie.
Lecz jeszcze większą radość sprawia mi ich robienie. Czasem robię je z nimi, czasem sama.
Kilka dni temu z ust Francia padło pytanie: "Mańciu, a źlobiś mi galaź z kaltonu?".
Prawie padłam z radości słysząc to pytanie. Bo wiecie, jako mały mieszkaniec tego materialistycznego świata, mógł zapytać czy jemu KUPIĘ. Nie zrobił tego jednak. Stałam więc taka dumna z Niego i wzruszona i dotarło do mnie, że naprawdę to wszystko co z tymi naszymi dzieciakami robimy - to nie trafia w próżnię. Siejemy te mikroskopijne ziarenka, a one gdzieś tam sobie w dzieciakach kiełkują powolutku. A my jako Rodzice wystarczy, że będziemy pamiętać o stałym podlewaniu.
W obliczu tej prawdy objawionej wyjścia innego nie miałam jak tylko w odmętach piwnicy odszukać jakieś kartony i "źlobić" garaż.
Pomysłu, oprócz tego z rolkami po papierze toaletowym, nie miałam żadnego. Nie był on zresztą mój. Trafiłam na półkę z rolek w zeszłym roku w internecie. Rolek trochę miałam, bo zbierałam je na "coś". Całe szczęście, że "coś" znalazło swój czas.
Ozdabiałam tym, co miałam w domu. Papierem pakownym, naklejkami - kropeczkami, taśmą izolacyjną, wycinkami z instrukcji Ikea i farbą do decoupage.
Dwa dni kradzionych chwil i...tadaaam! Parking gotowy. Francio szczęśliwy więc i ja szczęśliwa :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz